piątek, 19 kwietnia 2013

Od Roksi Do Vinciego

Była noc,a ja był zmęczona i głodna nie jadłam od paru dni...
Nagle ku moim oczom ukazało się światło,ale już nie dałam rady
Czułam ,że to już koniec usłyszałam,jakieś dziwieki szmery w zaroślach
Z powodu braku sił upadłam na ziemię,byłam gotowa umrzeć ,ponieważ domyślałam się ,że szmery są spowodowane
przez jakies drapieżniki ,które wcale nie są najedzone.
Zamknełam oczy byłam gotowa naśmierć tyle już przeżyłam...
Nagle to coś pyskiem podnosiło moja łapę okazało sie ,że to pies
wziął mnie na grzbiet i zaczął mnie nieść do domku na polanie
-Naaaprawde nie muszisz
wyszeptałam resztą sił
- o hej!
czyli żyjesz?
kiwnełam głową "tak"
-to dobrze pomoge ci
-nie,naprawde
_ej,nie zostawie cie tutaj
-ale...
-nie alaj
Kiedy doszliśmy położył mnie w jakimś legowisko
uśmiechnął usiadł obok i zaczął jeś arbuza
-dziękuje
-proszę
o może arbuzika
Uśmiechnął się ,a między jego zębami były pestki
zaczełam się śmiać
-co mam coś na głowie?
-nie twoje zęby
-co coś z nimi nie tak?
zaczął językiem badać żeby,ale oczywiście z
zamknietym pysczkiem
-miło było zbaczyć jak się śmiejesz
wyglądało to jak coś rzadkiego,ale to pewnie
tylko mi się zdaje
-nie nie często się śmieje
i od razu zkwaśniałą mi mina
-a tak wogole jestem Roksi a ty?
-Vinci
-miło cie poznać

(Vinci?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz